Menu

czwartek, 28 lutego 2013

O wszystkim po trochu

Dziś będzie post o wszystkim po trochu. Trochę o pracach manualnych, trochę o nowych zakupach i trochę o wnętrzarskich dylematach.
Najpierw pokaże Wam co nowego się u nas pojawiło.
Zacznę od krzesła, na którym teraz siedzę i piszę do Was. Do niedawna, kiedy siedziałam przed komputerem moje szanowne cztery litery spoczywały na starym rozklekotanym krześle z czasów pamiętających Gierka. Tak było przez kilka dobrych lat, aż ostatnio w sklepie meblowym, zupełnym przypadkiem wypatrzyłam to cudo. Spodobało mi się, a ponieważ było niedrogie to zabrałam je ze sobą.


 















Trochę przeszkadzają mi te chromowane nogi. Może kiedyś przemaluję je na biało, albo w kolorze ścian.

Na jednym ze zdjęć widać niewielki jasny dywanik. Po drugiej stronie łóżka znajduje się podobny. Ma identyczny wymiar i kolory, ale inny wzór. To nowy zakup z Pepco po niecałe 7 zł za sztukę. Dywaniki nie są olśniewające, ale coś mnie w nich urzekło i za taką cenę skusiłam się. Miło jest wstając z łóżka stanąć na ciepłym dywaniku, a nie na zimnej podłodze.


Miało też być o wnętrzarskich dylematach. Problem dotyczył wieszaka typu reling, który zobaczyłam po raz pierwszy u Ali D z Mojego "świerkowego" zacisza domowego. Ala zdradziła, że nabyła go w Pepco, nie czekając więc długo zaczęłam poszukiwania. We wszystkich trzech olsztyńskich sklepach tej sieci, takiego wieszaka nie było. Prawie już straciłam nadzieję. Jednak w sobotę z mężem zrobiliśmy sobie wypad do Bartoszyc i przy okazji wpadliśmy do tamtejszego Pepco. Opłacało się. Podobnie jak Ala początkowo chciałam umieścić go w łazience. Miał zawisnąć na drzwiach i służyć jako miejsce do suszenia ręczników, ale niestety po zakupie okazało się, że zbyt masywnie się tam prezentuje. No i powstał dylemat co dalej z wieszakiem zrobić. Kilka dni zwlekałam z podjęciem decyzji. Pomogły dopiero konsultacje z mamą i siostrą. Dylemat został rozwiązany - reling, podobnie jak u Ali, zawisł  pod okapem, a na nim kolekcja mleczników. Jakoś nie wiem czemu, ale mam do nich słabość. Niedługo dołączy do nich kolejny.


W komplecie do wieszaka nie było, ani wkrętów do zamocowania, ani relingowych haczyków.
Ponieważ nie lubię jak coś do siebie nie pasuje to wzięłam pędzel w garść by pomalować dokupione elementy na podobny kolor jak wieszak. 


A na koniec trochę wiosny. Żonkile na kuchennym parapecie, które niestety już przekwitły zastąpiła różowa azalia. Chyba ma się dobrze bo kwitnie jak szalona. 

Ostatnio zaprzysiężony sprawił mi bardzo miłą niespodziankę bo sam z własnej nieprzymuszonej woli  przyniósł do naszego domku goździki, jak stwierdził "żeby było ładnie".  Teraz cieszą nasze oczy.

Pozdrowienia dla wszystkich.
T.

wtorek, 5 lutego 2013

Świetlane zmniany w salonie

Witam wszystkich zewsząd bardzo serdecznie. 
Miło mi, że ktoś ma ochotę zajrzeć od czasu do czasu do Mojego wnętrzarskiego ja. Cieszę się ogromnie z każdego komentarza, z każdego obecnego i nowego obserwatora. Dziękuję Wam kochani za to, że jesteście, że dajecie mi motywacje do działania.

Dziś będzie co nieco o świetle, w zasadzie to nie oświetla, a o elektryczności, wszystko za sprawą naszych nowych żyrandoli w salonie. Wcześniejsze, ponad rok temu zrobiłam z ażurowych serwetek nasączonych vikolem, które na koniec potraktowałam lakierem w sprayu. Można je zobaczyć tu. Było to rozwiązanie tymczasowe, po to by z sufitu nie sterczały gołe żarówki. Na początku serwetkowe lampy wyglądały świetnie, ale niestety po jakimś czasie zaczęły się odkształcać. Myśleliśmy z mężem, że to kwestia ciepła, które wytwarzają zwykłe żarówki i wymieniliśmy je na ledy. Trochę pomogło, ale po niedługim czasie i tak lampy zaczęły powoli zmieniać swój kształt. Nie wyglądały już tak estetycznie jak na początku, a ja zaczęłam marzyć o czymś nowym. Buszując po necie trafiłam na żyrandole Rustic Belldeco i stwierdziłam, że to jest to! 

Foto by Belldeco
Pomyślałam sobie, że lampy pokryte patyną, z motywem stylizowanych liści, których w naszym salonie nie brakuje (na tapecie i skrzyni), powinny pasować do całości. Zdecydowałam się na nie mimo, że z zasady nie przepadam za żyrandolami na żarówki świecowe. Te jednak wyjątkowo przypadły mi do gustu. Powoli zaczęłam zbierać fundusze na realizacje swojego marzenia. Gdy udało się odłożyć na jeden, ku mojemu przerażeniu okazało się, że lampy Rustic zaczynają znikać z ofert sklepów internetowych. Zapożyczyłam się na drugi i postanowiłam przyspieszyć swój zakup. Jednak i to okazało się być nieco za późno. W trzech sklepach po dokonaniu zakupu, otrzymałam informacje, że moje zamówienie nie może zostać zrealizowane, bo Belldeco już ich nie produkuje. Za pierwszym razem zdążyłam nawet wpłacić pieniądze na konto sklepu. Po długich poszukiwaniach, drogą internetową, udało się zakupić jeden egzemplarz, ale pozostała jeszcze kwestia drugiego. Pomyślałam sobie, że skoro nie mają go już w sklepach wirtualnych to może trzeba poszukać w tradycyjnych. W moim Olsztynie jest tylko jeden sklepik z artykułami Belldeco, ale niestety nie mieli na stanie modelu mojego żyrandola, pozostała więc opcja poszukiwań w innych miastach. Mój zaprzysiężony też zaangażował się w całą akcję. Obdzwonił wszystkie sklepy z artykułami tej firmy w promieniu ok. 200 km i udało mu się go znaleźć w Anielskim Atelier w Wołominie, czyli 216 km od Olsztyna. Taki mąż to skarb! Nie wiele myśląc wziął wolne z pracy i ruszyliśmy na wycieczkę upolować drugi żyrandol. Udało się, zarezerwowany czekał już na nas.

 














 
  
Jednym słowem nasz salon przeszedł ostatnio świetlane zmiany. Teraz dzięki sześcioramiennym żyrandolom jest w nim o niebo jaśniej.
Zobaczcie sami:




 Początkowo rozważałam opcję zmiany koloru lamp na ciemny brąz, ale zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam je na żywo. Pokrywająca je patyna bardzo mi się spodobała, ponadto spod szarego gdzieniegdzie przebija piękny czekoladowy kolor, który u mnie jest bardzo mile widziany. Już od dłuższego czasu skrycie marzę o tym by w naszym salonie pojawił się stary portal kominkowy z piaskowca. Gdyby moje marzenie doczekało się spełnienia, wtedy kolor żyrandoli stworzyłby z nim idealny zestaw.

Miałam też drugi dylemat. Dotyczył on długości na jakich miały zawisnąć najnowsze nabytki. Ten w części wypoczynkowej oczywiście musiał znaleźć się dość wysoko, by nie przeszkadzać w poruszaniu się i nie dawać co chwilę domownikom w łeb, nie ważne czy na to zasłużyli czy nie. Natomiast ten nad stołem w pierwszej wersji wisiał niżej, jakieś metr z kawałkiem nad blatem, ale wydawał się nam jakiś ciężki, masywny w porównaniu do tego wiszącego wyżej, więc wyrównaliśmy ich poziomy.
Było tak:
Jest tak:
Myślę, że nie długo pokuszę się o zmianę żarówek na ledowe, zdecydowanie bardziej ekonomiczne. 
Nie wiem czy lepiej wybrać wersję prostszą taką,
a może ciekawiej będą się prezentować żarówki przypominające płomień czyli takie.

Na koniec chciałam podzielić się z Wami moim małym sukcesem. Nie wiem czy pamiętacie zdjęcie naszej choinki, które pojawiło się wraz z życzeniami świątecznymi. Później przez przypadek dowiedziałam się o konkursie Energi Świeć się i pomyślała, że skoro zdjęcie już powstało to i do konkursu je wykorzystam, a co tam. No i wysłałam, nie licząc zbytnio na sukces bo konkurencja była liczna. Zdjęcie świątecznego drzewka, o którym mowa można zobaczyć tu. Kilka dni temu, zupełnie niespodziewanie okazało się, że wygrałam aparat. Miłe to uczucie zyskać świadomość, że komuś spodobało się to co zrobiłam. Przepraszam, że ze mnie taka chwalipięta, ale z drugiej strony myślę sobie, że co raz bardziej zaczynam się czuć w tym blogowym świecie jak w gronie bliskich przyjaciół, a z przyjaciółmi warto dzielić się dobrymi nowinami. Z resztą, gdyby nie blog to pewnie konkursowe zdjęcie wcale by nie powstało.


Pozdrawiam i ściskam serdecznie
T.