Kobieta zmienną jest! W moim przypadku to powiedzenie oddaje 100% prawdy w kwestii dekoracji wnętrz. Cały czas coś bym zmieniała, udoskonalała. I tak po kilku miesiącach patrzenia zaraz po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem na naszą fototapetę postanowiłam coś zmienić. Trochę rozjaśnić, dodać lekkości, ażurowości, a jednocześnie dopasować wygląd tapety do dość romantycznego wystroju naszej sypialni. I tak wpadłam na pomysł firanowego ornamentu. Inspiracji dostarczyła mi ozdobiona w ten sposób komoda do zobaczenia tutaj i ściana w sypialni Ystin Sama Ystin była bardzo pomocna bo błyskawicznie odpisała na mojego maila z prośbą o udzielenie wskazówek na co zwrócić uwagę podczas pracy. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. Jeśli komuś przyszedłby do głowy podobny pomysł to wszystkie rady przekazuję:
Po pierwsze dobrze umocować firankę ze wszystkich stron, tak żeby była naciągnięta i równo przylegała. Po drugie pryskać grubo bo poprawki nie wchodzą w grę.
Po trzecie nie trzymać sprayu długo w jednym miejscu.
Jak poradziła Ystin tak też zrobiłam. Zaczęłam od zakupu firanki z dużymi oczkami i dużą ilością wzoru po to by widać było przez niepomalowane miejsca fragmenty fototapety. Potem przyszedł czas na przytwierdzenie materiału do podłoża. Łatwo nie było, a trzeba było to zrobić dokładnie, bo jeśli firana odstawałaby w niektórych miejscach wzór by się nie odbił. Najgorzej było z częścią przy suficie. Za nic nie chciała trzymać się za pomocą taśmy, aż wpadłam na pomysł by zastosować małe klińce i spróbować je wcisnąć w między zabudowę, a sufit i w ten sposób przytwierdzić firankę. Udało się.
Tak wyglądała firana przytwierdzona do fototapety oraz zabezpieczone boki, góra i dół czym się dało i co było pod ręką.
Jak się potem okazało takie zabezpieczenie było zdecydowanie za słabe. Farba w sprayu nie lądowała tylko na fototapecie, ale unosiła się w całym pokoju tworząc białą, lepką mgłę. Osiadła ona na wszystkim co poziome. Rano, po tym jak dzień wcześniej szorowałam całą podłogę, wszystkie meble i sprzęty znajdujące się w sypialni i w garderobie, miałam niezłe bóle mięśni. Czułam się jak po SKS-ach, a na które chodziłam w szkole podstawowej. Dziś, gdyby zachciało mi się coś jeszcze raz malować sprayem w pomieszczeniu, stworzyłabym coś na kształt namiotu tlenowego z foli malarskiej i dopiero pryskała. Nie wiem tylko czy dało by się tam oddychać bo i bez tego było trudno wytrzymać podczas całej akcji.
Tak wyglądała fototapeta po zdjęciu firany:
Nie wyszło tragicznie, ale jak dla mnie trochę za słabo były widoczne nasze twarze i zarys wiatraka. Postanowiłam więc je nieco odkryć i zaschniętą farbę, w niektórych miejscach zszorowałam gąbka do mycia naczyń.
Teraz wygląd tak:
Na zdjęciach ta różnica nie jest tak widoczna jak w rzeczywistości, ale wprawne oko zauważy zmianę.
A teraz dla porównania:
Tak było: Tak jest:
Co myślicie o tej metamorfozie? Może być? Pewnie za jakiś czas znów wymyślę coś nowego bo kobieta zmienną jest.
T.