Menu

czwartek, 19 czerwca 2014

Lawenda i nie tylko

Czerwiec w pełni, a ja cieszę się rozkwitającą przyrodą. Chcąc się takową cieszyć we własnym M. wzięłam się za przesadzanie roślin doniczkowych. Wiem, że trochę późno, ale jak to mówią "lepiej późno niż wcale". Impulsem do tego był zakup lawendy.

 























 Niestety, gdy postała kilka dni na naszym balkonie, jakby życie zaczęło z niej uciekać. Pomyślałam więc, że może potrzeba jej nowego podłoża bo ta kwiaciarniana często jest ziemią jedynie "produkcyjną" i być może poczuje się lepiej po przesadzeniu. Gdy wydobyłam ją z doniczki okazało się, że pomysł z przesadzeniem był jak najbardziej trafiony bo ziemi w niej było już niewiele. Zdecydowaną większość zajmował "sfilcowany korzeń". Mam nadzieję, że teraz mojej lawendzie będzie zdecydowanie lepiej. Po wymianie doniczki na nieco większą okazało się, że kosz, w którym się znajduje powinien być też nieco większy. Ale zastosowałam środek zaradczy czyli sizal, który zamaskował czarną, plastikową doniczkę i chyba jest ok.


 Jak widać nawet rozkwitła. Niebawem chyba zetnę kwiatostany i zasuszę by cieszyć się pięknym zapachem w domu.


Pozostając w temacie lawendy to odnajdując drobne przyjemności codzienności i ciesząc się każdym słonecznym dniem, razem z Bublem i moim M. robimy sobie krótkie wypady za miasto. Już sama jazda samochodem, bocznymi drogami, dostarcza bogatych doznań estetycznych. 



Ostatnio wybraliśmy się w trójkę do Nowego Kawkowa małej, pięknej wioski oddalonej ok. 20 km od Olsztyna. Nowe Kawkowo znane jest z największego w Polsce pola lawendy. Mała namiastka Prowansji na Warmii. Zobaczcie:


Gdy spacerowaliśmy w okolicy mój wspaniały M. kolejny raz utwierdził mnie w przekonaniu, że w pełni zasługuje na to miano. Z własnej inicjatywy uzbierał dla mnie bukiet polnych kwiatów, które uwielbiam.
 



Marzy mi się jeszcze jakiś sporych rozmiarów słój, albo butla z przezroczystego szkła. Myślę, że fajnie komponowałyby się z dzikimi roślinami, kwiatami czy gałęziami. Ostatnio wypatrzyłam fajne w kampanii Westwing. O takie:
 

A poniżej kolejne dowody na to, że Warmia jest piękna!

 
 
 

 
Pozdrawiam serdecznie i dalej idę delektować się pięknem otaczającego nas świata.
T.

p.s. Zapraszam do udziału w mojej rocznicowej rozdawajce.

Kto chętny niech zajrzy tutaj.


piątek, 13 czerwca 2014

Urodzinowa rozdawajka

Tak jak obiecałam, z okazji drugiej rocznicy bloga, ogłaszam rozdawajkę. Trochę spóźniona, ale jest!


Może Was skusi drewniany szyld z sentencją bliską każdemu, kto kocha swój Dom:

TWÓJ DOM 
MOŻE ZASTĄPIĆ CI 
CAŁY ŚWIAT,
ALE CAŁY ŚWIAT 
NIGDY NIE ZASTĄPI CI 
DOMU!
 
Tabliczka jest owalna. W najszerszym miejscu ma 28,5 cm, a w najwęższym 18 cm. Długość tabliczki wraz ze sznurkiem to około 30 cm.
Myślę, że to idealny gadżet do każdego domu, zwłaszcza do przedpokoju. Kto ma na niego ochotę to zapraszam do zabawy!

Zasadny jak zawsze podobne:
Po pierwsze i najważniejsze: zostawić komentarz pod postem wyrażający chęć udziału w zabawie.
Po drugie: podlinkować do tego posta powyższe zdjęcie na swoim blogu lub udostępnić zabawę na Facebooku

Po trzecie: kto nie posiada własnego bloga, a ma ochotę na zabawę ten zostawiam swój adres mailowy w komentarzu.
Jeśli będziecie miały/li ochotę wpadać tu częściej to serdecznie zapraszam.

To wszystko, a teraz do dzieła. 

Zapisy trwają do 10 lipca!
 
 

Tutaj widać jak szyld prezentuję się w moim przedpokoju, na wieszaku, który zakupiłam już jakiś czas temu w Westwing.


Pozdrawiam
T.

wtorek, 10 czerwca 2014

Uff zdążyłam!!!

Kochane i Kochani dziś po południu dotarło do mnie, że dokładnie dwa lata temu 10 czerwca napisałam pierwsze słowa w blogowym świecie. Nim się obejrzałam miną rok, a drugi zleciał tak szybko, że prawie umknęła mi kolejna rocznica. Postaram się jak najszybciej ogłosić jakąś urodzinową rozdawajkę, bo taką okazję trzeba uczcić. Nie ma innej opcji!!! Co to będzie jeszcze sama nie wiem, ale obiecuję, że niebawem ja, a zaraz potem Wy się dowiecie. Proszę jeszcze o chwilę cierpliwości.
Cóż jednak byłby to za blog gdyby nie było Was - blogowych koleżanek i czytelników. Odpowiedź jest prosta. Cała ta moja pisanina nie miałaby sensu! Dziękuję Wam Kochane i Kochani bardzo mocno za wszystko, a najbardziej za to, że jesteście.



T.

niedziela, 1 czerwca 2014

Finał "Bitwy o dom" już za nami

foto TVN
Myślę, że to dobry czas na podsumowanie.
Teraz siedzę i zastanawiam się jak tu zacząć. Może od pytania Czy gdybym wiedziała, że nie wygram tego mieszkania wzięłabym udział w tym programie? Odpowiedź jest oczywista - TAK. 
Przeżyliśmy z M. niesamowitą przygodę. I chyba od samego początku trudno było nam uwierzyć w naszą wygraną. Zgłaszając się do programu nie bardzo wierzyliśmy, że znajdziemy się w gronie uczestników, a tu proszę taka niespodzianka. Już sam fakt udziału w programie był dla nas dużym sukcesem.


Dzięki "Bitwie o dom" mieliśmy okazje poznać wspaniałych ludzi. Nie sądziłam, że relacje między uczestnikami będą tak serdeczne. To nie była z góry wyreżyserowana "magia telewizji", gdy pokazywano wszystkie przyjacielskie, pomocne gesty i zachowania, które miały miejsce podczas naszej niby "bitwy". Walczyliśmy o każde pomieszczenia, ale tylko sami ze sobą, ze swoimi słabościami, pomysłami i czasem, którego zawsze było mało. Nikt z nas nie życzył źle innym ekipom, a już na pewno, nie kopał dołków pod przeciwnikiem, a wręcz przeciwnie, co tydzień pojawiał się ogromny żal, gdy ktoś musiał odejść. My szczególnie zżyliśmy się z Klaudią i Mackiem, naszymi sąsiadami zza ściany. Już pierwszego dnia coś między nami zaiskrzyło i tak jest do teraz. Nigdy nie zapomnę tych wspólnych kawek, herbatek, śniadań i kolacji oraz fachowych rad Maćka. Jesteście wspaniali!

 Świetne było też to, że wyżywałam się dekoratorsko za nieswoje pieniądze, których w takiej ilości nigdy nie miałam. Pierwsza wizyta w Obi była bardzo dziwna. Do tamtej chwili nie miałam okazji robić jednorazowych zakupów w sklepie budowlanym na tak dużą sumę, w tak krótkim czasie. Na dokonywanie wyborów przeznaczono uczestnikom około półtorej godziny. Nie było więc czasu na porównywanie cen, liczenie czy długie zastanawianie się. Mieliśmy wrażenie, że przez te półtorej godziny spędzone w Obi nabraliśmy tak dużo rzeczy, że przekroczymy budżet, po czym przy kasie okazało się, że wydaliśmy tylko połowę dostępnej kwoty. Podczas zakupów trzeba było pamiętać o wszystkim, poczynając od wyboru podłogi, poprzez przewody elektryczne, szpachlę, farbę itp, na szmatkach do sprzątania kończąc. Było to tym bardziej stresujące zadanie, bo jeśli o czymś zapomnieliśmy, to po powrocie na budowę można było liczyć już tylko na pomoc sąsiadów. Niestety do sklepu mogliśmy wrócić tylko raz na cały program.
 
Oczywiście budżet na wykonanie każdego z pomieszczeń brzmiał imponująco, jednak rzeczywistość nie była, aż taka różowa, jakby się wydawało. Nie da się zaprzeczyć, że sumy, które padały w programie nie były małe, ale uczestnicy mieli ograniczone możliwości dysponowania nimi. Cała dostępna kwota została podzielona na poszczególne sklepy i niestety nie można było przenosić pieniędzy z jednej puli do drugiej. Czyli jeśli mieliśmy do wydania na sypialnie: 7 tys. w Obi, 9 tys w Vinotti, a w MediaExpert 2 tys. to nie mogliśmy przekroczyć danej sumy w żadnym z tych sklepów. Ponadto pewnie większość z Was myśli, że gdyby miało przeznaczone kilkanaście tysięcy na urządzenie jednego pomieszczenia to byłoby w nim wszystko czego się zapragnie. Ja też tak myślałam dopóki nie wzięłam udziału w tym programie, ponieważ do wyboru mieliśmy tylko jeden sklep z materiałami budowlanymi, w którym nie zawsze dostępne były wszystkie rzeczy, które sobie wymyśliliśmy. Czasem jeśli nawet sklep ma je w swoim asortymencie, a nie są one w danej chwili na stanie i trzeba czekać kilka dni na ich sprowadzenie to tak jakby ich nie było. Jak wiecie czasu na czekanie w "Bitwie o dom" - nie ma! Podobnie sprawa ma się z meblami. Głównym sponsorem meblarskim w programie była firma Vinotti i czasem niektóre modele nie były dostępne od ręki. No i mimo, że suma 9 tysięcy wygląda bardzo imponująco to nie zawsze uczestnikom starczało na wszystko co sobie wymyślili. Ceny w tym sklepie nie należą do najniższych. Dla przykładu etażerka z kolekcji Industrie, która pojawiła się u nas w gabinecie kosztuje prawie 3 300 zł, a komoda z tej samej serii niemal 3 750 zł, więc sami widzicie, że szaleć bez granic nie można. Dwa, no może trzy mebelki i po funduszach.
Pamiętajcie jeszcze, że warto było zaoszczędzić pieniądze na pomoc wykwalifikowanego pracownika, którego godzina pracy słono kosztowała bo 25 zł. Jeśli chcieliśmy poprosić o pomoc dwóch panów to już wydatek rzędu 50 zł/h.
Więcej niestety nie mogę Wam zdradzić. Pewnie i tak już naraziłam się producentom programu.
 
Fajne w tym programie było też to, że po kilku dniach pracy widziało się pełny efekt końcowy wnętrza. Co jest rzadkością. Przeciętny Polak z reguły oszczędza miesiącami by pozwolić sobie na zakup kolejnego mebla, a latami na dokonanie remontu. Nie wiem czy wszyscy tak mają, ale ja na pewno. Dlatego uwielbiałam ten moment gdy do pokoju "wjeżdżały" wszystkie meble, pojawiały się dodatki, dekoracje, a wnętrze zaczynało żyć.

foto TVN
Co jeszcze dał mi ten program? Na pewno większą pewność, że uwielbiam urządzać wnętrza i to w różnych stylach. Sprawi mi to ogromną radość i daje dużo satysfakcji, dlatego chciałabym dalej iść w tym kierunku i wyjść z urządzaniem poza moje cztery ściany. Owszem projektowanie własnego mieszkania było świetne. To właśnie wtedy poczułam, że to lubię, że dekoracja wnętrz daje mi tyle satysfakcji. Ten program mnie w tym utwierdził.

Jeśli chodzi o finałową trójkę to nie miałam faworyta. Każda z rodzin zasłużyła na to mieszkanie i to z różnych powodów. Ola i Kornelia dlatego, że stworzyły piękne wnętrza, są bardzo sympatycznymi, otwartymi i życzliwymi kobietami, które nigdy nie odmówiły pomocy. Doktorek czyli Łukasz, dlatego że stworzył bardzo spójne, fajne mieszkanko, a zarówno on jak i wszyscy jego bliscy to ciepli i bardzo pomocni ludzie. Natomiast Agnieszka i Łukasz to fajna rodzina, której życie nie oszczędzało i chyba nikt inny nie włożył tyle serca w urządzanie swojego M co Agnieszka. Jej zaangażowanie, pracowitość widać w każdym kącie tego niemal 58-metrowego mieszkania, które wygląda zdecydowanie lepiej na żywo, niż w TV. Nie dziwie się więc, że po ogłoszeniu wyniku nie kryła rozczarowania i łez, bo wyobrażam sobie ile Agnieszkę ten program kosztował pracy i energii.


Ale dziś się rozpisałam. Na szczęście już kończę i oczywiście pozdrawiam Wszystkich, szczególnie tych, którzy trzymali za nas kciuki.
T.