Menu

środa, 25 grudnia 2013

Magiczny moment

Lubię ten moment, gdy w wigilijny wieczór po szaleństwie świątecznych przygotowań jest już czas na odpoczynek, chwilę refleksji, spokoju z herbatką. I właśnie teraz, w tym szczególnym, magicznym momencie pragnę Wam Kochani złożyć najserdeczniejsze życzenia.

Chciałabym aby  każdy z Was kochał i czuł się kochany, znalazł chwilę na zatrzymanie się, czas dla siebie i najbliższych. Życzę Wam, aby te Święta były pełne nadziei na lepsze.
T.
A tu kilka migawek ze świątecznych dekoracji w "Moim wnętrzarskim ja" z choinką na czele.


Na koniec chciałam pochwalić się prezencikiem od mojego M., który znalazłam pod choineczka. On wie co lubię najbardziej. Tym razem był to ebonitowy telefon z widełkami, który rewelacyjnie komponuje się z radiem po dziadku.

 

Dobranoc
T.

wtorek, 10 grudnia 2013

Mam swoją Madonnę






 
Już od jakiegoś czasu w świecie wnętrzarskim panuję moda na figury Marii.W reszcie i ja doczekałam się swojej, ale za to zupełnie wyjątkowej, bo stworzonej przez młodego człowieka, ucznia liceum plastycznego Bartka Zarzyckiego, który za zgodą swojej nauczycielki ceramiki, zechciał mi ją podarować.
Moim zdaniem jest piękna, a do tego z łatwością zadomowiła się na  szafce nocnej.
Tu w wersji porannej:


















A tu wieczornej:


















A teraz uciekam spać.
Dobranoc Kochani
T.

czwartek, 21 listopada 2013

Dekoracja okna - wersja ekonomiczna

Na początku chciałam serdecznie podziękować za przemiłe komentarze, które pojawiły się pod ostatnim postem. Cieszę się, że moja malowana rama przypadła Wam do gustu. 
Dziś natomiast pochwalę się ekonomiczną dekoracją okien w sypialni. Składa się ona z gałęzi pomalowanych na biało i firanek ALVINE SPETS z Ikei.


Gałęzie, które służą jako karnisz przynieśliśmy z mężem z pobliskiego lasu. Gdy trochę podeschły okorowałam je i pomalowałam na biało. Po wszystkim zostały zamocowane do ściany na takich samych kołkach na jakich wiesza się szafki. 


Firana trzyma się na gałęziach dzięki bezbarwnym zatrzaskom. Minus jest taki, że słabo się przesuwa, ale pasy materiału są dość wąskie, więc nie utrudniają dostępu do okien.


 

Białą farbę i kołki miałam już w swoich domowych zasobach, komplet firan z Ikei kosztuje 39,99 zł, a opakowanie zatrzasek 8 zł. Myślę więc, że to całkiem ekonomiczne rozwiązanie. Jak Wam się podoba.

Ostatnio znalazłam bardzo ładne i myślę, że niedrogie upinacze do firan i zasłon. Sami rzućcie okiem:
Ten też jest ciekawy:

Do kupienia tu.

Myślę, jeszcze o roletach. W sypialni szczególnie się przydadzą. Może zdecyduję się na typu dzień i noc taką:

wypatrzoną tu, albo tradycyjną w kolorze kremowym dostępną tutaj.

Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny
T.

wtorek, 19 listopada 2013

Malowana rama

Dziś chciałam pokazać Wam moje, nowe lustro. Owe zwierciadło zawisło niedaleko wąskiego wejścia do garderoby. Pomyślałam sobie, że zamiast standardowej ramy, która zajmie trochę miejsca, pojawi się jej malowana wersja. Zaczęłam więc rozglądać się po Internecie w poszukiwaniu odpowiedniego szablonu. I tu pojawił się problem. Wcale nie było łatwo znaleźć coś co odpowiedniego. Jeśli już kształt mi się spodobał to wymiar nie. W końcu zdecydowałam się na zakup tej wersji:
Niestety i ona nie była idealna, ponieważ chciałam by lustro było dłuższe i odbijało całą sylwetka. Już przed dokonaniem zakupu postanowiłam, że poddam go małej modyfikacji, rozetnę szablon i nieco wydłużę. Aby sprawdzić, czy efekt będzie ok dokonałam małej symulacji graficznej.
Myślę, że wypadła pomyślnie. Pomysł został zaakceptowany i trzeba było przejść do działania. Po dostarczeniu paczki z szablonem okazało się, że ma on małe defekty (brak jednego, niewielkiego elementu i  lekką asymetrie w wykroju). Po pertraktacjach z firmą Szablonoteka, gdzie dokonałam zakupu, która  zaoferowała mi jedynie zwrot towaru przesyłając go na własny koszt postanowiłam go mimo wszystko wykorzystać. Wiedziałam, że lepszej opcji już nie znajdę, a gdybym ponownie zamówiła szablon w tym samym sklepie nie miałabym pewności czy będzie on lepiej wykonany.
Problem pojawił się, też przy aplikacji szablonu do ściany, ponieważ za żadne skarby nie chciał się on sam odklejać od foli transportowej. Każdy nawet najdrobniejszy fragment trzeba było odrywać paznokciem i przyklejać, w czym niezwykle pomocny okazał się mój M. Łatwo nie było, ale się udało. Malowanie było już zdecydowanie przyjemniejsze. Użyłam białej, akrylowej farby lateksowej, która dobrze sprawdziła się na ciemniejszej ścianie. Niewielkie niedoskonałości, które były widoczne po odklejeniu szablonu poprawiłam małym pędzelkiem. Ogólnie z efektu jestem zadowolona. Zobaczcie jak wyszło...

 Po odklejeniu szablonu pozostało już tylko zamówienie i przyklejenie lustra. 
I ta dam gotowe!




 

Serdeczne pozdrowienia dla Wszystkich
 i do następnego.
T.

środa, 6 listopada 2013

Perypetie remontowe c.d.

Nie mogę wygrzebać się z remontu! Pocieszające jest to, że najgorsze chyba już za mną. Większość brudnych robót mamy z głowy. Ściany i podłogi wyszlifowane. Sypialnia pomalowana choć i z tym były niemałe przeboje.
Kolorek, który wybrałam, na próbniku wyglądał pięknie. Taki spokojny niby różowy - niby fioletowy, jednak na ścianie już przy pierwszej warstwie okazało się, że wcale taki spokojny to on nie jest. Był po prostu bardzo, ale to bardzo RÓŻOWY! Ja z trudem wyobraziłam sobie samą siebie w różowej sypialni, ale na to by wyobrazić sobie w niej mojego męża wyobraźni mi już nie starczyło. Trzeba było więc, albo puścić wodze fantazji na całego, albo spróbować jakoś złagodzić ten niechciany kolor. Nowej farby żal było kupować. Myślałam, myślałam i myślałam co tu robić, aby z wszechogarniającym różem się rozstać, aż  wpadłam na pomył, że jakoś ten nasz róż przybrudzimy. W tym celu wybrałam się do sklepu z farbami z zamiarem dokupienia czarnego pigmentu co by tą naszą farbkę nieco uspokoić. O swoim zamiarze poinformowałam przemiłego pana z obsługi, który za pierwszym razem moją różową farbkę mieszał. Stwierdził, że pomysł da się zrealizować z tym, że mieszając "na oko" nie ma mocnych, żeby identyczny kolor w razie potrzeby dorobić. Powiedział, że może zaproponować inną opcję. Sam doleje mi odpowiednich pigmentów i zapiszę ile czego dodał, aby w razie konieczności udało się go odtworzyć. I to by było to! Kolorek wyszedł taki jak chciałam, a do tego nie musiałam bać się o to czy farby aby na pewno wystarczy. Trochę tego przybrudzonego różu widać na zdjęciach. Niestety obraz przekłamany bo zdjęcia wieczorne, ale całość pokarze jak sypialnia będzie skończona. 



Dziś chciałam pochwalić się małym detalem, który już jakiś czas u nas wisi. Nie jest to nic odkrywczego, ale cieszy. Znacie na pewno te stylizowane na barokowe ramy z Ikea. Do niedawna myślała, że występują tylko w kolorze czarnym, ale ostatnio gdy przechadzałam się po sklepie wpadła mi w oko wersja biała. I jakoś tak coś korciło mnie, żeby zabrać ją do domu. Miałam już pomysł, gdzie by dobrze wyglądała. Od razy przyszła mi do głowy nasza sypialnia, w której biel przeplata się z owym "przybrudzonym różowym", albo jak kto woli fioletowym. Zastanawiałam się tak i zastanawiałam chwilę, aż wymyśliłam, a w zasadzie mój M. wymyślił, że stworzymy w mniej mini galerię naszych zdjęć. W ruch poszła siatka hodowlana, biała farba w sprayu, którą pomalowałam siatkę, ramkę i mini klamerki, którymi przypinam zdjęcia. I w ten, prosty sposób mamy w domu miejsce, gdzie możemy eksponować nasze ulubione zdjęcia i w łatwy i szybki sposób je zmieniać.




Na dziś to tyle niebawem pokaże Wam więcej.
Pozdrawiam serdecznie
T.

p.s. Trzymajcie kciuki, żeby ten nasz remont niebawem się skończył bo już doczekać się nie mogę.

poniedziałek, 23 września 2013

Bardzo sympatyczne spotkanie

To chyba było przeznaczenie. Jakiś czas temu pewnie do wielu z Was dotarła wiadomość o organizowaniu w Warszawie spotkania Blogów Wnętrzarskich. Niestety gdy wieść o tym roznosiła się w blogosferze nie byłam w stanie stwierdzić czy uda mi się tam dotrzeć, więc nie chcąc zabierać nikomu miejsca nie zadeklarowałam swojej obecności i myślałam, że wszystko stracone. Jednak w poprzedni czwartek okazało się, że w weekend wyruszam do stolicy, a już tego samego dnia wieczorem odczytałam maila z informacją o wolnym miejscu na sobotnim spotkaniu.
Mimo, że cel mojej podróży do Warszawy był zupełnie inny nie mogłam przepuścić takiej okazji. A byłoby czego żałować. Organizatorzy Magda i Piotr Motrenko spisali się rewelacyjnie. Już sam wybór miejsca był strzałem w dziesiąte. Bily Konicek zlokalizowany w gmachu Muzeum Etnograficznego kusił nie tylko aromatycznym zapachem kawy, herbaty i apetycznie wyglądających ciast, ale i ciekawym wystrojem wnętrza. 
Zobaczcie sami:
https://www.facebook.com/bialykonik
Pierwszy raz miałam okazję poznać na żywo inne wnętrzarskie blogerki. Na spotkaniu pojawiłam się trochę niepewna. Zastanawiałam się jak będzie i czy odnajdę się w tak doborowym towarzystwie. Jak się potem okazało zupełnie niepotrzebnie. Przesympatyczny prowadzący Piotrek Motrenko przygotował się do zadania rewelacyjnie. Już na wstępie każda z nas dostała plakietkę z imieniem i grafiką adekwatną do tematyki spotkania oraz drobne prezenciki, które przygotowały niektóre uczestniczki. Dziękuję bardzo!


Na pierwszym planie widać uroczą świeczkę, którą przygotowała dla nas Ania z Casa Bianca.

Tak pięknie zapakowany w ściereczkę od IB LAURSEN był malowany na jedwabiu kwiat autorstwa Gosi z Wymarzonego Wnętrza. Jak prezentuje się w środku widać na innych zjęciach
Atmosfera panująca podczas spotkania była świetna, a wszystkie rady i pomysły inspirujące. Dały mi mnóstwo motywacji na dalsze blogowe poczynania.



Na koniec jeszcze zostałyśmy dopieszczone kolejnymi prezentami. Tym razem od Home & You, Kapibara i Scandi Shop.

 

Każdy zestaw był nieco inny. Oto co trafiło w moje ręce:

Jeszcze raz za wszystko bardzo dziękuję i niezmiernie się cieszę, że mogłam Was wszystkich poznać!


niedziela, 8 września 2013

Chwila wytchnienia


 

Ostatnio pokazałam Wam jak wygląda nasze remontowe życie, ale nie tylko samymi remontami człowiek żyje. Postanowiliśmy na chwilę oderwać się od problemów oraz bałaganu i wyruszyć do Toskanii. Mieszkaliśmy na wsi w najpiękniejszej części tego regionu - Chanti i dzięki temu codziennie zachwycało nas piękno toskańskiego krajobrazu, z mnóstwem pagórków porośniętych winnicami i gajami oliwnymi, pomiędzy, którymi gdzieniegdzie wyrastały kamienne domki i smukłe cyprysy.


Takie bajeczne widoki syciły nasze oczy rankami i wieczorami, a w ciągu dnia wyruszaliśmy na dalsze wypady po to by zaznać zgiełku toskańskich miast. 
Najbardziej zauroczona jestem Sieną. Miastem z mnóstwem wąskich uliczek, które co raz pną się ku górze,po to by za chwilę spadać stromo w dół.




Florencja i Piza też mają swój klimat...








Oto kilka migawek z toskańskich miasteczek:


 




Ponadto na co dzień mieliśmy okazję widzieć życie typowej, wielopokoleniowej, włoskiej rodziny. Ponieważ niewielkim pensjonatem, w którym mieszkaliśmy rządziła babcia, syn zajmował się zakwaterowaniem pokoi, synowa gotowała, a w weekendy przyjeżdżała ich córka z mężem i dziećmi pomagać obsługiwać gości w restauracyjce na dole. Miło się na to patrzyło. A sam pensjonat prezentował się tak:

Oczywiście nie byłabym sobą gdybym z podróży nie przywiozła jakiegoś łupu. Tym razem padło na starą, ręcznie wykonaną menażkę. Udało mi się ją upolować na jarmarku, który akurat odbywał się w jednym z toskańskich miasteczek.

 


Co prawda jedzenia nie odważyłabym się w niej trzymać, ale np. biżuterię jak najbardziej tak.

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was ilością zdjęć, ale było tam tak pięknie, że trudno dokonać wyboru. 

Pozdrawiania dla wszystkich podglądaczy.
T.