Dziś będzie post o wszystkim po trochu. Trochę o pracach manualnych,
trochę o nowych zakupach i trochę o wnętrzarskich dylematach.
Najpierw pokaże Wam co nowego się u nas pojawiło.
Zacznę od krzesła, na którym teraz siedzę i piszę do Was. Do niedawna, kiedy siedziałam przed komputerem moje szanowne cztery litery spoczywały na starym rozklekotanym krześle z czasów pamiętających Gierka. Tak było przez kilka dobrych lat, aż ostatnio w sklepie meblowym, zupełnym przypadkiem wypatrzyłam to cudo. Spodobało mi się, a ponieważ było niedrogie to zabrałam je ze sobą.
Trochę przeszkadzają mi te chromowane nogi. Może kiedyś przemaluję je na biało, albo w kolorze ścian.
Na jednym ze zdjęć widać niewielki jasny dywanik. Po drugiej stronie łóżka znajduje się podobny. Ma identyczny wymiar i kolory, ale inny wzór. To nowy zakup z Pepco po niecałe 7 zł za sztukę. Dywaniki nie są olśniewające, ale coś mnie w nich urzekło i za taką cenę skusiłam się. Miło jest wstając z łóżka stanąć na ciepłym dywaniku, a nie na zimnej podłodze.
Miało też być o wnętrzarskich dylematach. Problem dotyczył wieszaka typu reling, który zobaczyłam po raz pierwszy u Ali D z Mojego "świerkowego" zacisza domowego. Ala zdradziła, że nabyła go w Pepco, nie czekając więc długo zaczęłam poszukiwania. We wszystkich trzech olsztyńskich sklepach tej sieci, takiego wieszaka nie było. Prawie już straciłam nadzieję. Jednak w sobotę z mężem zrobiliśmy sobie wypad do Bartoszyc i przy okazji wpadliśmy do tamtejszego Pepco. Opłacało się. Podobnie jak Ala początkowo chciałam umieścić go w łazience. Miał zawisnąć na drzwiach i służyć jako miejsce do suszenia ręczników, ale niestety po zakupie okazało się, że zbyt masywnie się tam prezentuje. No i powstał dylemat co dalej z wieszakiem zrobić. Kilka dni zwlekałam z podjęciem decyzji. Pomogły dopiero konsultacje z mamą i siostrą. Dylemat został rozwiązany - reling, podobnie jak u Ali, zawisł pod okapem, a na nim kolekcja mleczników. Jakoś nie wiem czemu, ale mam do nich słabość. Niedługo dołączy do nich kolejny.
W komplecie do wieszaka nie było, ani wkrętów do zamocowania, ani relingowych haczyków.
Ponieważ nie lubię jak coś do siebie nie pasuje to wzięłam pędzel w garść by pomalować dokupione elementy na podobny kolor jak wieszak.
A na koniec trochę wiosny. Żonkile na kuchennym parapecie, które niestety już przekwitły zastąpiła różowa azalia. Chyba ma się dobrze bo kwitnie jak szalona.
Ostatnio zaprzysiężony sprawił mi bardzo miłą niespodziankę bo sam z własnej nieprzymuszonej woli przyniósł do naszego domku goździki, jak stwierdził "żeby było ładnie". Teraz cieszą nasze oczy.
Pozdrowienia dla wszystkich.
T.