Menu

niedziela, 1 czerwca 2014

Finał "Bitwy o dom" już za nami

foto TVN
Myślę, że to dobry czas na podsumowanie.
Teraz siedzę i zastanawiam się jak tu zacząć. Może od pytania Czy gdybym wiedziała, że nie wygram tego mieszkania wzięłabym udział w tym programie? Odpowiedź jest oczywista - TAK. 
Przeżyliśmy z M. niesamowitą przygodę. I chyba od samego początku trudno było nam uwierzyć w naszą wygraną. Zgłaszając się do programu nie bardzo wierzyliśmy, że znajdziemy się w gronie uczestników, a tu proszę taka niespodzianka. Już sam fakt udziału w programie był dla nas dużym sukcesem.


Dzięki "Bitwie o dom" mieliśmy okazje poznać wspaniałych ludzi. Nie sądziłam, że relacje między uczestnikami będą tak serdeczne. To nie była z góry wyreżyserowana "magia telewizji", gdy pokazywano wszystkie przyjacielskie, pomocne gesty i zachowania, które miały miejsce podczas naszej niby "bitwy". Walczyliśmy o każde pomieszczenia, ale tylko sami ze sobą, ze swoimi słabościami, pomysłami i czasem, którego zawsze było mało. Nikt z nas nie życzył źle innym ekipom, a już na pewno, nie kopał dołków pod przeciwnikiem, a wręcz przeciwnie, co tydzień pojawiał się ogromny żal, gdy ktoś musiał odejść. My szczególnie zżyliśmy się z Klaudią i Mackiem, naszymi sąsiadami zza ściany. Już pierwszego dnia coś między nami zaiskrzyło i tak jest do teraz. Nigdy nie zapomnę tych wspólnych kawek, herbatek, śniadań i kolacji oraz fachowych rad Maćka. Jesteście wspaniali!

 Świetne było też to, że wyżywałam się dekoratorsko za nieswoje pieniądze, których w takiej ilości nigdy nie miałam. Pierwsza wizyta w Obi była bardzo dziwna. Do tamtej chwili nie miałam okazji robić jednorazowych zakupów w sklepie budowlanym na tak dużą sumę, w tak krótkim czasie. Na dokonywanie wyborów przeznaczono uczestnikom około półtorej godziny. Nie było więc czasu na porównywanie cen, liczenie czy długie zastanawianie się. Mieliśmy wrażenie, że przez te półtorej godziny spędzone w Obi nabraliśmy tak dużo rzeczy, że przekroczymy budżet, po czym przy kasie okazało się, że wydaliśmy tylko połowę dostępnej kwoty. Podczas zakupów trzeba było pamiętać o wszystkim, poczynając od wyboru podłogi, poprzez przewody elektryczne, szpachlę, farbę itp, na szmatkach do sprzątania kończąc. Było to tym bardziej stresujące zadanie, bo jeśli o czymś zapomnieliśmy, to po powrocie na budowę można było liczyć już tylko na pomoc sąsiadów. Niestety do sklepu mogliśmy wrócić tylko raz na cały program.
 
Oczywiście budżet na wykonanie każdego z pomieszczeń brzmiał imponująco, jednak rzeczywistość nie była, aż taka różowa, jakby się wydawało. Nie da się zaprzeczyć, że sumy, które padały w programie nie były małe, ale uczestnicy mieli ograniczone możliwości dysponowania nimi. Cała dostępna kwota została podzielona na poszczególne sklepy i niestety nie można było przenosić pieniędzy z jednej puli do drugiej. Czyli jeśli mieliśmy do wydania na sypialnie: 7 tys. w Obi, 9 tys w Vinotti, a w MediaExpert 2 tys. to nie mogliśmy przekroczyć danej sumy w żadnym z tych sklepów. Ponadto pewnie większość z Was myśli, że gdyby miało przeznaczone kilkanaście tysięcy na urządzenie jednego pomieszczenia to byłoby w nim wszystko czego się zapragnie. Ja też tak myślałam dopóki nie wzięłam udziału w tym programie, ponieważ do wyboru mieliśmy tylko jeden sklep z materiałami budowlanymi, w którym nie zawsze dostępne były wszystkie rzeczy, które sobie wymyśliliśmy. Czasem jeśli nawet sklep ma je w swoim asortymencie, a nie są one w danej chwili na stanie i trzeba czekać kilka dni na ich sprowadzenie to tak jakby ich nie było. Jak wiecie czasu na czekanie w "Bitwie o dom" - nie ma! Podobnie sprawa ma się z meblami. Głównym sponsorem meblarskim w programie była firma Vinotti i czasem niektóre modele nie były dostępne od ręki. No i mimo, że suma 9 tysięcy wygląda bardzo imponująco to nie zawsze uczestnikom starczało na wszystko co sobie wymyślili. Ceny w tym sklepie nie należą do najniższych. Dla przykładu etażerka z kolekcji Industrie, która pojawiła się u nas w gabinecie kosztuje prawie 3 300 zł, a komoda z tej samej serii niemal 3 750 zł, więc sami widzicie, że szaleć bez granic nie można. Dwa, no może trzy mebelki i po funduszach.
Pamiętajcie jeszcze, że warto było zaoszczędzić pieniądze na pomoc wykwalifikowanego pracownika, którego godzina pracy słono kosztowała bo 25 zł. Jeśli chcieliśmy poprosić o pomoc dwóch panów to już wydatek rzędu 50 zł/h.
Więcej niestety nie mogę Wam zdradzić. Pewnie i tak już naraziłam się producentom programu.
 
Fajne w tym programie było też to, że po kilku dniach pracy widziało się pełny efekt końcowy wnętrza. Co jest rzadkością. Przeciętny Polak z reguły oszczędza miesiącami by pozwolić sobie na zakup kolejnego mebla, a latami na dokonanie remontu. Nie wiem czy wszyscy tak mają, ale ja na pewno. Dlatego uwielbiałam ten moment gdy do pokoju "wjeżdżały" wszystkie meble, pojawiały się dodatki, dekoracje, a wnętrze zaczynało żyć.

foto TVN
Co jeszcze dał mi ten program? Na pewno większą pewność, że uwielbiam urządzać wnętrza i to w różnych stylach. Sprawi mi to ogromną radość i daje dużo satysfakcji, dlatego chciałabym dalej iść w tym kierunku i wyjść z urządzaniem poza moje cztery ściany. Owszem projektowanie własnego mieszkania było świetne. To właśnie wtedy poczułam, że to lubię, że dekoracja wnętrz daje mi tyle satysfakcji. Ten program mnie w tym utwierdził.

Jeśli chodzi o finałową trójkę to nie miałam faworyta. Każda z rodzin zasłużyła na to mieszkanie i to z różnych powodów. Ola i Kornelia dlatego, że stworzyły piękne wnętrza, są bardzo sympatycznymi, otwartymi i życzliwymi kobietami, które nigdy nie odmówiły pomocy. Doktorek czyli Łukasz, dlatego że stworzył bardzo spójne, fajne mieszkanko, a zarówno on jak i wszyscy jego bliscy to ciepli i bardzo pomocni ludzie. Natomiast Agnieszka i Łukasz to fajna rodzina, której życie nie oszczędzało i chyba nikt inny nie włożył tyle serca w urządzanie swojego M co Agnieszka. Jej zaangażowanie, pracowitość widać w każdym kącie tego niemal 58-metrowego mieszkania, które wygląda zdecydowanie lepiej na żywo, niż w TV. Nie dziwie się więc, że po ogłoszeniu wyniku nie kryła rozczarowania i łez, bo wyobrażam sobie ile Agnieszkę ten program kosztował pracy i energii.


Ale dziś się rozpisałam. Na szczęście już kończę i oczywiście pozdrawiam Wszystkich, szczególnie tych, którzy trzymali za nas kciuki.
T.

10 komentarzy:

  1. Każde doświadczenie przydaje sie. Wierzę, że była to niesamowita przygoda :)
    Pozdrawiam serdecznie :)))
    Zapraszam do mojego M :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowne podsumowanie! uwielbiam ten program i tez myslalam w jego uczestnictwie ale chyba kosztowaloby mnie to za duzo nerwow. Fajnie przedstawilas to wszystko. Tak mnie tylko jedno zastanawia... bo czeto w aranzacjach mozna bylo zobaczyc meble,dodatki z IKEI. Czy to juz bylo na wlasny koszt?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już kiedyś pisałam, bo padło podobne pytanie, że przy każdym z pomieszczeń mogliśmy stosunkowo niewielką sumę wydać w Ikea. Głównie po to by zakupić dodatki np. poduszki, firanki, pudełka, półki itp., tak by wnętrze wydawało się bardziej kompletne.
      Pozdrawiam
      T.

      Usuń
  3. Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :)
    Pozdrawiam serdecznie :)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Po tym jak odpadliście (niesłusznie! i to nie tylko moje zdanie!) nie mogłam się przemóc i przestałam oglądać program. Finał też sobie odpuściłam. Mam nadzieję, że teraz Ci się poszczęści i będziesz mogła zawodowo rozwijać swoje dekoratorskie zainteresowania !!!!
    Powodzenia kochana!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. I we mnie program wzbudził dużo emocji, bo gorąco liczyłam na Agnieszkę :) Jeśli chodzi o samo zorganizowanie programu i współpracę ze sklepami i wykonawcami - szkoda, że nie dali uczestnikom wolnej ręki. Myślę, że za te pieniądze można było na prawdę mocno poszaleć i stworzyć piękne wnętrza kupując meble i dodatki w tańszych sklepach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Krysiu :))
    jak się cieszę, że trafiłam do Ciebie :))
    Wy i Wasze mieszkanko byliście moimi faworytami ;))
    Zakochałam się w Waszej łazience :)) przedpokój mimo iż nie przypadł do gustu jurorom uważam również za świetny , ale jak przeczytałam na którymś z blogów, po prostu nie mieliście smutnej historii, byliście radośni uśmiechnięci i to Was dyskwalifikowało ;)) szkoda bardzo!! Bo, jak pisałam, byliście moimi faworytami... bo i ukochany Olsztyn i Wasza pozytywna energia no i ta łazienka ;))
    Już dodaję Twój blog do ulubionych i obiecuję zaglądać częściej ;))
    Drabina z poprzedniego postu skradła moje serce :))) i marzę o niej, ale tylko marzę, bo nijak nie mam gdzie jej wstawić nawet jeśli bym gdzieś takową znalazła ;))

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ten post zdradzający kulisy ;))
    i jak napisała Panna Mysia szkoda, że mogliście robić zakupy tylko w 2(3) sklepach, ale sponsoring jednak zobowiązuje...
    Pozdrawiam
    Ania z Home Sweet Home

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Krysiu, mając Pani talent, nie zastanawiałabym się ani chwili tylko zajęła (dodatkowo) aranżacją wnętrz. Zawodowo! :) Pozdrawiam serdecznie - Joanna

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć! Znalazłam Twojego bloga przez przypadek, bo na stronie "Bitwy o dom". Z racji tego, że nie mam telewizora (z wyboru), dopiero niedawno dowiedziałam się, że leci (a w zasadzie już się skończyła) trzecia seria, a więc nadrabiam zaległości w internecie. Jesteś strasznie fajną, pozytywną osobą, a Twój śmiech nieraz mnie zaraził przy oglądaniu kolejnych odcinków "Bitwy" :)
    Cóż, życzę Wam wszystkiego dobrego i wielu sympatycznych chwil spędzonych nad aranżacją wnętrz.
    No i tak po cichutku zapraszam na swój emnildowy blog, gdzie prezentuję retro ciuszki, piszę trochę o historii (historyczka pozdrawia historyczkę sztuki:D) oraz pokazuję... jak mieszkam. Jeszcze raz wszystkiego dobrego - ściskam mocno! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurczę trafiłam przez przypadek na tego bloga a tu moja ulubiona para z BOD!!! Pozdrawiam serdecznie:-))

    OdpowiedzUsuń